Tak jak w tytule chciałem opisać coś komiczną sytuację z moim samczykiem AG.
Niedziela dzień jak co dzień mięso w torbę ptak na rękawice i w teren.. Ptak puszczony od razu po wyjściu z podwórka. Towarzyszenie idealnie latanie do rękawicy długie przeloty itp.
Dochodzę do sadu ptaka puszczam nad sad nagle zapada w dół słychać bażanta zamieszanie itp. Szukam samczyka znalazł się sam ciut zmieszany
Wołam go idziemy dalej idę brzegiem rzeczki
Nagle ptak sie podrywa mi z rękawicy "poszedł" nabiera prędkości przelatuje na 2 stronę rzeczki... Ja w szoku patrzę
podrywa się z ziemi identyczny ptak jak mój (leciały pod słońce) identyczne pasy na ogonach itp Samczyk AG został pogoniony przez mojego samczyka:]
Zobaczyłem tyle że miał coś w łapach.. i upuścił.. przeskoczyłem przez rzeczkę podchodzę do mojego AG upewniając się ze ma pęta i że to napewno moj
Siedzi na starej wierzbie coś nakrywa;P Próbuje zobaczyć cóż to takiego okazało się ze opracował sobie metodę "pasożytowania"
cały korpus gołębia pilnował sobie na wierzbie
oczywiście zaraz wspinaczka na wierzbę po ptaka za "chabety" i na dół:) na ziemi już bez problemu zrezygnował z gołębia dla kawałka mięsa zaoferowanego na rękawicy.
Dość komicznie to wyglądało ale na początku zaniepokoiłem się ze może to być samiczka i zrobić krzywdę Vedze:/
Chwilę warte tego czytania uczenia wyrzeczeń itp
było to pierwszy AG jakiego widziałem dziko żyjącego z tak bliskiej odległości.
Widuję u siebie myszaki nawet błotniaki i pustułki lecz jest u mnie dużo hodowców gołębi i niestety takie są realia AG ma "naturalnego" przeciwnika:/
Na szczęście moja przygoda zakończyła się miłym i spokojnym powrotem do domu.
Pozdrawiam.